ATM grupa

MENU

Od General Hospital do New Amsterdam, czyli dlaczego kochamy seriale medyczne?

Choć na pierwszy rzut oka trudno zrozumieć, dlaczego przeciętny zjadacz chleba gustuje w produkcjach medycznych, takie właśnie są fakty. Lubimy oglądać akcje toczące się na szpitalnych korytarzach i podpatrywać pracę tych, których uważamy za panów życia i śmierci – lekarzy. A ta wcale nie jest nam bliska. Co więcej, estetycznie wydaje się mało przyjemna dla oka, ucha… Powiedzmy sobie szczerze, kto z nas lubi oglądać bryzgającą krew, pourywane kończyny, flaki na wierzchu? A jakby tego było mało, cierpienie oraz śmierć czają się za rogiem, a bohaterowie posługują się dodatkowo medycznym, żargonem, który, co jak co, na pewno nie jest dźwięczny i wdzięczny dla naszego ucha. I tu pojawia się paradoks: pomimo tych teoretycznie niemiłych oraz męczących wrażeń dostarczanych widzowi, on do nich wraca. I robi to bez żadnych oporów, a do tego bardzo chętnie, czego argumentem jest niesłabnąca, a wręcz rosnąca popularność seriali medycznych na przestrzeni ostatnich lat.

Jednym z tych, które przetarły szlak produkcjom medycznym i umocniły ich pozycję na rynku telewizyjnym, oprócz opery mydlanej „General Hospital” (na antenie od 1963 r.!), która rządzi się trochę innymi prawami niż serial tygodniowy emitowany w czasie prime-time, oraz sitcomu „M.A.S.H.” (pokazywany w latach 1972-83), był niewątpliwie „Ostry dyżur”. Produkcja śledząca losy lekarzy na oddziale nagłych przypadków w fikcyjnym County General Hospital w Chicago, którzy każdego dnia musieli zachować zimną krew, walcząc o ludzkie zdrowie i życie. A po pracy, a często i w jej trakcie, na korytarzach „spotykali się” ze swoimi demonami oraz rozterkami… Hit telewizyjny, który narodził się w 1994 r. w głowie Michaela Crichtona cieszy się tytułem (choć wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku czeka go detronizacja) najdłużej emitowanego serialu prime-time w amerykańskiej telewizji – 15 lat!, w ciągu których zebrał ponad 116 nagród, z  czego aż 23 stanowiły statuetki Emmy (nagrody nazywane telewizyjnymi Oscarami). Jeszcze podczas trwania historii „Ostrego dyżuru” producenci szybko zorientowali się, że apetyt widzów rósł, a oni postanowili go zaspokoić, serwując kolejne produkcje medyczne typu „Chirurdzy” i jego spin-off ­- „Prywatna praktyka”, „Bez skazy”, „Dr House”, „Siostra Jackie”, „Hoży doktorzy”, „Code Black: Stan krytyczny”, czy ostatnio „Rezydenci”. A w kolejce czekają kolejne. Gdzie więc doszukiwać się przyczyn tej medycznej gorączki, która dopadła amerykański rynek telewizyjny?

Stawka w serialach medycznych jest o wiele wyższa niż w innych produkcjach telewizyjnych: pomaga utrzymać napięcie i powoduje, że „temperatura wrzenia” jest wszechobecna. Prościej rzecz ujmując, szpitalne zakamarki to niewysychająca studnia pomysłów, historii zarówno tych szczęśliwych, jak i tragicznych. – W świecie medycznym jest coś fascynującego – możesz zobaczyć rzeczy, których nawet sobie nie wyobrażałeś. Czuję, że w każdym szpitalnym pomieszczeniu „kryje się” tysiące historii do opowiedzenia. To daje potencjał – mówi królowa seriali i matka „Chirurgów”, Shonda Rhimes. Z kolei David Shore, człowiek stojący za sukcesem „Ostrego dyżuru” czy „Dr. House’a” komentuje: – Zawsze intrygował mnie konflikt: intelekt vs. emocje. Czemu właśnie środowisko medyczne otwiera drzwi do setek zarówno dramatycznych, jak i fascynujących historii wyjaśnia definicja tego, co tworzy dobry serial:  „Ekscytująca, emocjonująca i niespodziewana seria zdarzeń albo przypadków”. Z kolei Arystoteles twierdził, że „najlepszy zarys dramatu powinien zawierać w sobie czyny wyrastające ze strachu oraz litości”. Jaka jest więc lepsza sceneria, niż ta, gdzie kobieta i mężczyzna muszą wyłożyć swoje argumenty i zetrzeć się w dyskusji, której wynikiem jest to, czy pacjent ma żyć, czy umrzeć? Kontekst medyczny to wręcz idealne środowisko, w którym ludzie upadają i powstają, pokonują przeszkody poprzez swoje czyny, a te ostatecznie ujawniają ich słabości, siłę, wielowymiarowość i w rezultacie wpływają na ich dojrzałość. I choć przykro to stwierdzić, faktem jest, że seriale medyczne oferują miejsce dla wielu „uszkodzonych” bohaterów, z którymi widzowie – świadomie lub też nie – uwielbiają się identyfikować. Nie zapominajmy też o szpitalnych zakamarkach, schowkach, windach, które są świetnym miejscem do narodzin romansów, zdrad oraz innych osobistych wzlotów i upadków, nie tylko obsługi medycznej, ale też pacjentów.

Choć niektórzy mogą określić to jako „podglądactwo”, kolejnym prawdziwym powodem, dla którego publiczność nie zmienia kanałów i śledzi losy lekarzy i ich kolegów, jest ukryta radość/satysfakcja z oglądania dramatów i kłopotów innych.  Fakt jest taki, że lubimy pooglądać innych, mierzących się z problemami, których sami się boimy. To jak nauka o nas samych z perspektywy innych. W końcu nie jest tajemnicą, że scenarzyści i twórcy seriali – nie tylko medycznych, ale tych w dużej mierze – szukają inspiracji w przypadkach z życia. Co ma też swoje dobre strony, bo rzucić światło na wiele na co dzień przegapianych problemów społecznych albo też tych, które są przez ludzi ukrywane i spychane jak: choroba psychiczna, ubezpieczenia medyczne, przemoc w rodzinie, gwałty…

To wszystko sprawia, że seriale medyczne należą do najpopularniejszych wśród widzów. Nic więc dziwnego, że z każdym rokiem za oceanem do ich grona dołączają kolejne, zajmując miejsca tych, które miały mniej szczęścia lub poszerzając obecną ofertę. Tej jesieni widzowie w USA mogli podpatrzeć pracę pracowników aż sześciu szpitali, nie licząc oczywiście ww. „General Hospital”.
I jak można sądzić po wstępnych zarysach przyszłych nowości, moda na seriale medyczne nie przechodzi do lamusa! Jeszcze nie teraz. I długo, długo nie…

 

NEW AMSTERDAM (NBC)

To tegoroczna nowość. Jego akcja dzieje się w środowisku nowojorskiej placówki medycznej, New Amsterdam. Tytułowa klinika jest najstarszym szpitalem publicznym w Stanach Zjednoczonych, którym rządzi biurokracja. Sytuacja zmienia się, kiedy na jego czele jego staje charyzmatyczny, uznający dobro innych nad przepisy dr Max Goodwin (Ryan Eggold). Nowy dyrektor zmienia zasady panujące, wprowadzając własne. Jak można wyczytać z komentarzy, „New Amsterdam” to pozycja dla tych, którzy w serialu medycznym szukają ciekawych przypadków medycznych nienasiąkniętych obyczajową dramą.

 

REZYDENCI (FOX)

Produkcja nazywana młodszą koleżanką „Chirurgów”, wpuszczającą trochę świeżego powietrza. Nie ma więc wątpliwości, że to idealna pozycja dla fanów seriali Shondy Rhimes. Tu także mamy przystojnego lekarza – Conrada Hawkinsa (Matt Czuchry), która przyśpiesza bicie nie tylko pacjentek, ale też koleżanek po fachu, szczególnie jednej – Nic (Emily VanCamp). Podobnie jak na polu podbojów miłosnych, również na sali operacyjnej nie ma sobie równych. Conrad ma jeden, jasno określony, cel do zrealizowania – uratować życie ludzkie za wszelką cenę. W końcu tatuaż na plecach lekarza Chastain Memorial Hospital  – „Śmierć przed hańbą” – zobowiązuje. Ciekawe przypadki i romanse na szpitalnych korytarzach okazały się kluczem do sukcesu. Obecnie widzowie w Polsce i USA oglądają 2. sezon serialu i zapowiada się, że Conrad i jego koledzy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.

 

LIFE (Netflix)

Kolejna (dlaczego? o tym za chwile) dobra produkcja rodem z Korei. Losy lekarzy w jednym z koreańskich szpitalu uniwersyteckich. W jego murach dochodzi do starcia etyki lekarskiej, walki o dobro pacjentów z bezwzględną biurokracją.

 

THE GOOD DOCTOR (ABC)

Adaptacja koreańskiej produkcji o tym samym tytule. Historia autystycznego sawanta, Shauna Murphy’ego (Freddie Highmore), który zostaje rezydentem w San Jose St. Bonaventure Hospital. Tam musi odnaleźć się nie tylko w świecie normalnych ludzi, ale też udowodnić, że nadaje się na chirurga, któremu można powierzyć ludzkie życie. Na szczęście ma swoją tajną broń w postaci genialnego umysłu. Tytuł okazał się jednym z największych sukcesów ubiegłej jesieni. Nic dziwnego, zdobył tytuł najchętniej oglądanej premiery stacji ABC od czasów „Gotowych na wszystko”. Od początku był jednym z pewniaków na kolejny sezon, który właśnie leci w USA. I sądząc po wynikach oglądalności można być niemal pewnym, że Shaun Murphy nie wybierze się na urlop w najbliższym czasie.

 

CHICAGO MED. (NBC)

Spin-off Chicago Fire oraz Chicago P.D., emitowany w USA od czterech lat. Można więc powiedzieć, że pracownicy oddziału ratunkowego chicagowskiego Gaffney Medical Center na dobre zaskarbili sobie sympatię publiczności.

 

CHIRURDZY (ABC)

Tego serialu nie trzeba nikogo przedstawiać. Od 15 lat widzowie na całym świecie żyją perypetiami pracowników Seattle Grace Hospital. Lekarze odchodzą, na ich miejsce przychodzą nowi, zmienia się budynek, ale jedno pozostaje niezmienne – miłość publiczności. Jest niemal pewnym, że za rok zdetronizuje „Ostry dyżur”, odbierając mu tytuł najdłużej emitowanego serialu medycznego w czasie prime-time w USA. Gdyby nie „Chirurdzy” świat nie dowiedziałby się, że winda to idealne miejsce do flirtowania i całowania… Lata mijają, a „Chirurdzy” się nie starzeją i nadal dostarczają emocji swoim widzom. A ci nie odwrócili się od produkcji nawet, kiedy z serialem pożegnała się jego gwiazda – Patrick Dempsey. Bo „Chirurdzy” to marka sama w sobie! Oprac. MJK

 

 

 

Poleć znajomemu:

Najnowsze informacje